+2
Mizi 16 marca 2017 00:03
Kiedy: Luty 2017 (sb-wt)

Koszty: loty Gdańsk – Trondheim – Gdańsk 108 zł Wizzair WDC
Pociąg NSB Trondheim Lotnisko – Bodø – Trondheim 263 zł
Pociąg NSB Trondheim – Lotnisko 82 kr
Hostel 350 kr (jedna noc, śniadanie wliczone w cenę)
Waluta 550 kr
Pociąg PKP Lublin – Gdańsk – Lublin ok. 110 zł

Razem: ok. 481 zł plus 550 kr

Budzik szósta rano. Dzwoni. O której by nie pikał to i tak zawsze za wcześnie. Czas się zbierać. Pociąg do Gdańska mam o 7:55. Plecak spakowany. Na dworcu jestem kwadrans przed odjazdem maszyny. Zajmuję swoje miejsce przy oknie. Obłożenie jest dość spore. W Warszawie następuje przetasowanie. Jedziemy w sześć osób plus pies. W Toruniu ubywa nas do czterech sztuk, już bez psa. W takim składzie jedziemy do Gdańska. Na Dworcu Głównym jestem po 16. Zachodzę do Kościółka. W drodze na SKM w kierunku Lotniska zatrzymuję się coś zjeść. Pierwszy raz będę lecieć z gdańskiego portu. Przed rentgenem opróżniam końcówkę herby z termosa. Odprawa przechodzi bardzo sprawnie. Bramka znaleziona. Idę po gorącą wodę do termosu. W jednej z restauracji obsługa bez problemu obdarowała mnie tym, czego potrzebowałam. Herba zrobiona. Samolot startuje z minimalnym pięciominutowym opóźnieniem. W Trondheim lądujemy po mniej-więcej dziewięćdziesięciu minutach. Pociąg do Bodø odjeżdża o godzinie 00:06. Mam jeszcze nieco ponad dwie godziny. Rozlega się dźwięk alarmu. Coś, gdzieś uruchomiło procedurę przeciwpożarową. Proszą o opuszczenie budynku. Fałszywy alarm. Po paru chwilach podłączam się do Wf-fi i popijam gorącą herbę. Zbliża się północ. Zgodnie z oznaczeniem kieruję na stację skąd odjeżdża pociąg. Peron jest na zewnątrz, czuć lekki mróz. Tak ma być. Czekając na pociąg mam nadzieję, że podobna aura jest w Bodø. Im mroźniej tym przejrzystsze niebo, zobaczenie zorzy będzie bardziej prawdopodobne. Z Trondheim do Bodø w linii prostej jest jakieś 700 km., dziewięć godzin jazdy pociągiem. Bodø znajduje się za kołem podbiegunowym. W ciągu roku przez ok. 30 dni można doświadczyć dni polarnych (czerwiec – lipiec). Bodø jest też ostatnim miastem na północy Norwegii gdzie dojeżdża pociąg.









Nadjeżdża pociąg. Wchodzę do środka. Wagon numer dwa. Na fotelach dostrzegam rozłożone zestawy podróżne od norweskich kolei (zatyczki do uszu, opaska na oczy oraz kocyk). Siadam. Rozpakowuję kocyk. Reguluję fotel. W wagonie przyciemniają oświetlenie. Zza szyby przebija się nocny krajobraz – ośnieżone tereny. Czas na sen. Budzę się jakieś dwie godziny przed dojazdem do Bodø. Po drodze mijamy kolejne ośnieżone miasteczka. Herbata w takim otoczeniu od razu smakuje lepiej. „Lepiej” kończy się na dwie stacje przed wysiadką. Zamiast śniegu – deszcz. Zamiast ośnieżonych wzgórz – "goła" ziemia. Nie robi się za ciekawie. Bodø wita mnie deszczem oraz wiatrem sklasyfikowanym jako, „że mało łaba nie urwie”. Nie tak miało być. Hostel mam zaraz przy Dworcu. Wychodzę na zewnątrz, kieruję się do drzwi obok. Zakwaterowanie mam od 15. Jest nieco przed 11. W Hostelu bez problemu zostawiam bagaż i idę w miasto. Kieruję się w stronę Mariny. Jest niedzielne przedpołudnie. Na ulicach pustki. Wiatr aż świszczy. Po półgodzinie wracam do Hostelu. Mokre ciuchy suszę na kaloryferze. Pogoda marna. Prognozy na kolejne kilkanaście godzin nie są najlepsze. Przy takich warunkach o zorzy nawet nie ma, co marzyć. Jest po siedemnastej. Deszcz, wiatr nawet na chwilę nie pofolgowały w swojej sile. Wychodzę na zewnątrz. Nie ma takiego siedzenia w Hostelu. Idę przed siebie.





Rano już tylko mży. Po śniadaniu wymeldowuję się z pokoju. Kurtka. Czapka. Rękawiczki. Plecak ubieram w pokrowiec przeciwdeszczowy. Idę w kierunku Keiserverden. W drodze powrotnej zatrzymuję się na herbatę. Następnie zmierzam nad Marinę. Szwędam się po miasteczku. Wiem, że pogoda jest strasznie słaba, ale mino wszystko po zmroku jakaś cząstka mnie nadal ma nadzieję na zobaczenie zorzy. Niestety, nie tym razem. Dwa lata wcześniej Norwegia również witała mnie deszczem. Wypad na Preikestolen odbył się w strugach deszczu. W takim razie, do trzech razy sztuka. O 21. łapię pociąg do Trondheim.







Podróż powrotna dłuży się strasznie. Nie mogę zasnąć. Nad ranem dopada mnie drzemka. Dojeżdżamy do Trondheim. Jest przed ósmą rano. Ogarnięcie, śniadanie. Zaczynam spacer. Jest pochmurno, ale bez deszczu. Szwędam się po Trondheim. Po dziewiętnastej melduję się na lotnisku. Przepakowuję plecak. Podłączam się pod ładowarkę i Wi-fi. Wylatujemy o czasie. W Gdańsku lądujemy przed północą. Ucieka mi SKM w kierunku Dworca Głównego. Nie zdążę już na pociąg. O 03:08 mam autobus nocny a następnie kolejny pociąg do domu. Trzy godziny czekania. Na lotnisku zimno, że ho ho. Gniazdka elektryczne umiejscowione przy drzwiach wejściowych – po wielokroć zimno. Ciut ciut jeszcze podładuje z powerbanka. Wybija upragniona trzecia w nocy. Przejazd autobusem. Półgodziny czekania na pociąg. Wsiadam, jadę. W południe jestem już w domu. Plan na zobaczenie zorzy był. Tylko żeby jeszcze zorza miała w planie objawić się mym oczom… ale jeszcze się zobaczymy.

















#img18


Dodaj Komentarz