0
Mikolaj2206 1 maja 2014 16:26
Witam wszystkich,
zawsze z wielką ochotą śledziłem wszelkiego rodzaju relacje z podróży - szczególne te na żywo. Tym razem to ja chciałbym się z wami podzielić relacją na żywo z naszego wyjazdu do Singapuru i Malezji.

Plan wygląda następująco:
1. WAW-AMS-SIN
2. Singapur - Cameron Highlands
3. Cameron Highlands - Taman Negara
4. Taman Negara - Perhentian Islands
5. Perhentian - Kuala Lumpur
6. KUL-AMS-WAW.

Bilety kupiliśmy w 3-dniowej promocji KLM.

Aktualnie pozdrawiam z Okęcia gdzie za 50 minut mamy wylot do Amsterdamu, tam 1.5h na przesiadkę i 12.5 godzinny lot do Singapuru Boeingiem 777-300.

Następny odcinek będzie pewnie jutro późnym wieczorem kiedy już zadomowimy się w Singapurze :).

Enjoy!Dzień 1. Kierunek Singapur!

Długo czekaliśmy na ten dzień, od jakiegoś czasu Singapur i Malezja chodziły nam po głowie i wreszcie plany wdrożyliśmy w życie. Punktualnie o godzinie 17.15 wylecieliśmy z Okęcia Boeingiem 737-700 linii KLM. Lot odbył się bez żadnych przygód. Smaczna kanapka i ciasteczko + dwie rundy z napojami sprawiły że byliśmy zadowoleni.

Po wylądowaniu na Schiphol kolejna kontrola bezpieczeństwa w strefie tranzytowej tuż przed bramką. Po chwili byliśmy już gotowi na boarding. Tym razem Boeing 777-300 - wygodny, niezły system rozrywki. Po około godzinie od startu kolacja, tuż przed lądowaniem śniadanie. Podobno w międzyczasie podawane były lody ale przespaliśmy widocznie ten moment :).

Śniadanie:

Image

Po dwunastogdzinnym locie z Amsterdamu w końcu osiągnęliśmy nasz cel - Welcome to Singapore! Wyszliśmy z lotniska i od razu uderzyła nas fala tropikalnego gorąca. Powietrze stało w miejscu a pot lał się z czoła. Po kilkudziesięciu minutach w MRT dojechaliśmy na naszą stację - Orchard. To tutaj znajduje się nasz apartament, który wynajęliśmy dzięki airbnb ;).

Krótki odpoczynek, prysznic i idziemy na miasto - kierunek Marina Bay!

Znowu udajemy się na stacje Orchard gdzie wsiadamy w kolejkę MRT. Wychodzimy na ostatniej stacji - Marina Bay.
Przechodzimy kilkaset metrów w stronę słynnego hotelu Marina Bay Sands i tutaj niespodzianka - wielki szczur przebiega nam drogę, idziemy dalej a tam... mysz :). Jak widać nawet w teoretycznie sterylnym Singapurze zdarzają się takie rzeczy.

Po dojściu do Marina Bay Boulevard ukazują nam się takie widoki:

Image

Image

Po długiej sesji fotograficznej poszliśmy do pobliskiego centrum handlowego, a tam...

Image

... lodowisko :). Niestety nie było chętnych na łyżwy a my byliśmy zbyt zmęczeni.

Na koniec dnia poszliśmy zjeść typową azjatycką kolacje do baru Spize na River Valley, który mamy tuż pod oknem :). O renomie tej restaruracji świadczy tylko fakt, że bardzo ciężko było nam znaleźć wolny stolik pośród lokalsów - tripadvisor się nie myli :). Kurczak Briyani był wyjątkowo dobry ale też i ostry :). Owoce morza Hor Fun prezentowały się ale i smakowały znakomicie:

Image

Po kolacji poszliśmy do znanego 7eleven, ale ceny nas odstraszyły... Dość powiedzieć że napoje są tam w takiej samej cenie jak we wspomianej knajpce...

Jutro Sentosa i atrakcje w jej pobliżu.

Do usłyszenia jutro!Dzień 2. Sentosa + Botanic Garden

Dzień zaczęliśmy trochę później niż zwykle bo tuż przed południem. Jet lag raczej niewielki ale jednak pospaliśmy nieco dłużej :).
Pierwsza atrakcja jaką zaplanowaliśmy na dzisiaj to wyspa Sentosa położona na południu Singapuru. Żeby dostać się na wyspę pojechaliśmy autobusem nr 65 do przedostatniego przystanku Vivo city.

Taki oto widok mamy po wyjściu z mieszkania:

Image

Kolejka na wyspę - Sentosa Express znajduje się na najwyższym piętrze centrum handlowego Vivo City. Na dole można wymienić walutę na dolary singapurskie - kurs jest wszędzie podobny, rząd ustanawia jakieś normy także nigdzie nie może on odbiegać od ustalonych zasad. Aktualny kurs to 1 Euro = 1,7 SGD.
Na Sentose można dostać się na kilka sposobów - na pieszo (trochę ponad 3km), skytrainem sentosa express oraz kolejką linową. Ostatnia opcja jest najdroższa ale podobno gwarantuje niezłe widoki. Obojętnie jaki środek transportu się wybierze i tak trzeba wpłacić opłatę administracyjną za wejście na wyspę. Jeżeli idziemy na pieszo to bodajże wynosi ona 2 SGD.
My wybraliśmy Skytraina Sentosa Express. Koszt biletu to 4SGD i zawiera on wstęp na wyspę oraz bilet powrotny (powrót skytrainem z wyspy jest darmowy).
Kolejka zatrzymuje się na trzech stacjach - m.in. obok universal studio. My wybraliśmy ostatnią stację - Beach Station. Od razu udaliśmy się na plaże Palawan Beach, która prezentuje się tak:

Image

Woda na plaży jest czysta, bardzo fajnie jest się wykąpać kiedy temperatura powietrza znacznie przekracza 30 stopni a piasek parzy w stopy. Niestety minus jest taki, że sama woda ma temperaturę grubo ponad 25 stopni więc nie daje wiele ochłody :).

O potędze Singapuru jako jednego z najważniejszych portów świata świadczy widok z samej plaży - dziesiątki jak nie setki wielkich kontenerowców czekających na wpłynięcie do portu. Tu tylko kawałek widoku:

Image

Po beztroskim odpoczynku na plaży wróciliśmy do pokoju zostawić zbędne bagaże. Sama Sentosa ma mnóstwo atrakcji: od Universal Studio, przez Oceanarium aż po kasyno. My jako że ostatnio odwiedziliśmy Loro Parque na Teneryfie darowaliśmy sobie oceanarium, postanowiliśmy czas przeznaczyć na Singapurski Ogród Botaniczny.

Przed wyjściem do ogrodu po raz kolejny spróbowaliśmy tutejszej kuchni. Mój kurczak Nasi Goreng Ayam Kunyit nie tylko prezentował się znakomicie, ale tak samo smakował:

Image

Oprócz świetnej kuchni mają tutaj coś jeszcze - genialne mrożone napoje! Normalnie gdy widzę pół kubka lodu nie jestem zbyt zadowolony - tutaj bez tego to już nie to samo :).

Napój z mango i liczi jest wyborny! Podobnie jak sama mrożona herbata.

Image

Po sytym posiłku poszliśmy do ogrodu, który sam w sobie nas nie zachwycił. Może dlatego, że byliśmy w podobnym na Seszelach. Jest wiele drzew z różnych części świata, ogród orchidei (niestety zamykany o 19 a my byliśmy parę minut po), Ginger Garden i wiele innych, ale tak jak pisałem nie zrobiło to na nas wielkiego wrażenia.

Tutaj zdjęcie narodowego singapurskiego kwiatu - Vanda Miss Joaquim:

Image

Po ciężkim dniu po raz kolejny wstąpiliśmy do zaprzyjaźnionej knajpki Spize. Niestety po godzinie 20 ciężko doczekać się na swój stolik pomimo tego, że rozstawione są one praktycznie na całej długości ulicy. Tym razem zamówiliśmy coś indonezyjsko-malezyjskiego - Szaszłyki Satay! Danie to jest popularne także w Singapurze. Wybraliśmy kilka sztuk z kurczaka, kilka wołowiny i kilka z baraniny. Do szaszłyków podawany jest genialny sos orzechowy:

Image

To koniec na dzisiaj, teraz pora iść spać bo jutro przed nami ciężki dzień - Chinatown, Little India, a późnym wieczorem przejazd do Malezji!

Pozdrawiam z Singapuru.Dzień 3. Inne oblicza Singapuru.

Na wstępie chciałbym podziękować tym, którzy czytają naszą relację - daje to motywacje do dalszego pisania.
Co do kosztów - wszystko podam na końcu w podsumowaniu.

Dzień trzeci rozpoczęliśmy od czynności, której najbardziej nie lubimy - pakowania. Do godziny 11 musieliśmy opuścić nasz pokój. Na szczęście miła Pani opiekująca się mieszkaniem pozwoliła na pozostawienie naszych bagaży w szafie dzięki czemu nie musieliśmy szukać przechowalni.
Po śniadaniu ruszyliśmy w stronę Chinatown. Ze względu na niezbyt dużą odległość (ok. 2.5 km) postanowiliśmy pokonać ją pieszo. Niestety dzisiaj w Singapurze pogoda niezbyt nam sprzyjała - co prawda było piękne słońce, ale temperatura odczuwalna wynosiła ponad 40 stopni... Podczas nasz wędrówki do Chinatown mijaliśmy m.in. "bazar", w którym znajdowało się wiele okupowanych przez miejscowych barów. Można było również kupić słynne azjatyckie napoje w folii ze słomką. My byliśmy dopiero co po śniadaniu także odmówiliśmy sobie przyjemności skonsumowania tam posiłku ;)

Image

Podczas spaceru możemy podziwiać kolorowe oblicze Singapuru:

Image

Po około 40 minutowym spacerze dochodzimy do Chinatown. Nagle ze spokojnego Singapuru przenosimy się w środek tętniącego życiem Pekinu. Mnóstwo Chińczyków spotyka się przed barami głośno rozmawiając, jedząc i popijając swoje oryginalne napoje. Mijamy wiele budek z wszelkiego rodzaju specjałami - owocami m.in. takimi jak sławny durian:

Image

Nie wiem czemu, ale ja jakoś nie czułem tego słynnego przykrego zapachu duriana :)

Image

Jak to w Chinatown można zjeść różne dziwne rzeczy. Dużym przysmakiem są tutaj wielkie żaby, które można dostać w co drugiej knajpce.

Image

Oprócz szeroko pojętych kulinariów znajduje się tu kilka dalekowschodnich świątyń.

Image

W samym Chinatown jest dużo taniej niż w centrum Singapuru. Dużą wodę można kupić za około 1 SGD, Colę w puszce za 0.8 SGD podczas gdy w centrum kosztują po 2SGD. Dodatkowo można zjeść za rozsądną cenę a wybór jest ogromny.
Po wizycie u chińczyków przyszedł czas na Little India. Upał stawał się nie do zniesienia dlatego postanowiliśmy, że drogę pomiędzy dzielnicami pokonamy metrem. Po przejechaniu trzech stacji metra wysiedliśmy praktycznie w samym środku Little India. Już na schodach ruchomych wiodących od stacji metra widać było, że wokół nas przynajmniej 90% ludzi to Hindusi. Po wyjściu z metra w okamgnieniu przenieśliśmy się z chińskich uliczek do samego Bombaju :). W powietrzu unosił się zapach kadzidełek oraz wszechobecnego curry. Hinduskie kobiety paradowały w swoich niezwykle kolorowych strojach, a sami Hindusi siedzieli w knajpkach i oczywiście gołymi rękoma spożywali posiłki :). Ceny w Little India podobne jak w Chinatown.

Image

Image

Image

Zarówno w Chinatown jak i Little India czystość odbiega nieco od normy, którą można zaobserwować w centrum Singapuru, porównując jednak do Geylangu jest i tak bardzo dobrze :).
Tak jak już wspomniałem po wizycie w Little India postanowiliśmy udać się do sławetnej dzielnicy Geylang.
W drodze na Geylang:

Image

Od razu po dojściu do głównej ulicy Geylang zobaczyliśmy grupy ludzi dość dziwnie zachowujących się - a to pod wpływem alkoholu, a to innych środków. Na ulicach kwitnie handel różnymi rzeczami w tym takimi, za które w Singapurze grozi kara śmierci. Mieliśmy wrażenie że ta dzielnica jest swego rodzaju enklawą w Singapurze, której prawo nie obejmuje :). Chciałem zrobić nawet kilka fotek, albo chociaż sfilmować widok wszechobecnego syfu na ulicach (pełno wyrzuconych paczek po papierosach, butelek itd.), ale od razu gdy wyciągnąłem kamerę jeden z handlarzy ruszył w naszą stronę i gestykulacją uświadomił nam, że takich rzeczy tam robić nie można. Po godzinnym spacerze i wątpliwej przyjemności postanowiliśmy wrócić metrem do naszego pokoju aby zabrać bagaże.
Oczywiście nie obyło się bez wizyty w naszej ulubionej knajpce Spize :). Ja tym razem zamówiłem mrożoną herbatę i kurczaka z chilli - był to chyba najlepszy wybór jaki dokonałem w Singapurze.

Po zabraniu bagaży udaliśmy się autobusem do Gold Mile Tower skąd o 22.30 mieliśmy autobus do Cameron Highlands.
Malezjo nadchodzimy!

Z racji braku dostępu do sieci opisałem dzień wczorajszy, dzisiaj wieczorem wrzucę już najświeższe info na temat dnia dzisiejszego.

Pozdrawiam z Malezji!Dzień 4. Malezja - Cameron Highlands

Tak jak już wspomniałem w poprzednim poście z Singapuru wyruszyliśmy około 22.30. Do Cameron Highlands jedziemy autobusem Konsortium Express, który odjeżdża spod Golden Mile Tower. Bilety kupiliśmy online kilka dni przed wyjazdem - można próbować kupić bilety tuż przed odjazdem, ale widząc jak one szybko znikają postanowiliśmy kupić online. Łączny koszt biletów to 104 SGD/2 os. w jedną stronę. Autobus ma 21 miejsc leżących (siedzenie rozkładają się do pozycji pół leżące). Każde siedzenie ma regulowane 3 pozycje. Dodatkowo siedzenia wyposażone są w ekrany do elektronicznej rozrywki pokładowej lecz akurat podczas naszego kursu one nie działały.
Siedzenia są bardzo wygodne i jak najbardziej można na nich pospać:
Image

Do granicy z Malezją dojechaliśmy po ok. 40 minutach. Pierwsza kontrola odbyła się po stronie singapurskiej - kontrola wyjazdowa. Należy opuścić autobus i udać się do stanowisk (bagaże mogą zostać). Druga kontrola odbywa się po minucie jazdy i jest to kontrola wjazdowa do Malezji - tutaj należy wziąć wszystkie swoje rzeczy z autobusu co jest nieco uciążliwe.
Po przekroczeniu granicy jedziemy przez miasteczko Johor Bahru i dalej malezyjskimi autostradami. Po drodze są dwa postoje na wc/lunch. Pomimo, że autobus jest bardzo komfortowy to nie ma on wc dlatego warto skorzystać z toalet na przejściach granicznych :). Dużym minusem jazdy jest klimatyzacja ustawiona chyba na 16 stopni - w nocy nie dało się wytrzymać tak wiało chłodem. Opatuleni we wszystko co mamy ledwo usnęliśmy. Klimy nie da się wyłączyć ani zatkać bo wloty oprócz personalnych są też ogólne.
Droga minęła nam dość szybko, można powiedzieć że nawet zbyt szybko - przegapiliśmy nasz przystanek, na którym powinniśmy wysiąść. Gdy to zauważyłem nie szło dogadać się z hinduskim kierowcą - zero angielskiego o dziwo. Zamiast w Tanah Rata wysadzł nas w następnej miejscowości - Brinchang. Pierwsza zauważalna rzecz po opuszczeniu autobusu - klimat zmienia się zdecydowanie. W Singapurze temperatura non stop oscylowała w graniach 35-40 stopni, tutaj jest około 20! Ten poranny chłód jest bardzo przyjemny :). Niestety po drodze nie było możliwości wymiany waluty na malezyjską. Mieliśmy ogromne szczęście bo dzień przed wyjazdem udało mi się uzyskać 20 ringitów w warszawskim kantorze. Jak się później okazało było to zbawienne. Wysiedliśmy z autobusu kilka minut po godzinie 7 rano. Praktycznie wszystko pozamykane - jedynie jakaś restauracyjka czynna - oczywiście mało kto mówi po angielsku, ale udało się wydedukować że jedyną szansą dojechania do Tanah Rata jest taksówka... Jak by tego było mało żadnych taksówek na postoju nie było. Na szczęście po kilkunastu minutach czekania pojawiła się na horyzoncie taksówka, zaczęliśmy machać i nasz kierowca wybawca się zatrzymał. Tutaj spotkał nas kolejny fart - malezyjskie taksówki są tanie. Koszt przejechania około 7km wyniósł jedyne 10 RM (mieliśmy przy sobie tylko 20 :)).
Lekki stres był potęgowany tym, że ostatnia interesująca nas wycieczka wyruszała o 8.45 - później musielibyśmy sobie radzić na własną rękę co byłoby dużo droższe i męczące. Na szczęście dojechaliśmy do naszego guesthouse'u ok. 8.15 i zdążyliśmy złapać się na dwa ostatnie miejsca.
Wspaniałomyślny właściciel pożyczył nam 100RM, dzięki czemu mogliśmy ruszyć na podbój Cameron Highlands! Koszt 4-godzinnej wycieczki Mossy Forest to 50Rm/os.
Na wycieczkę pojechaliśmy zdezelowanym Land Roverem:

Image

Pierwszy punkt wycieczki to Farma Motyli oraz różnych insektów. węży itd. Wstęp płatny dodatkowo 5RM. Sama farma motyli dość fajna, oprócz tego kilka pająków, węży, dużo żuków - myślę że warto dać równowartość 5zł.

Image

Image

Po farmie motyli przyszedł czas na podziwianie krajobrazów pól herbacianych, z których słynie całe CH:

Image

W tym miejscu chciałbym się podzielić ważną informacją - plantacje herbaty są zamknięte w poniedziałki. Oznacza to, że proces przetwarzania liści, który można obejrzeć podczas takich wycieczek niestety nas ominął. Był to lekki błąd w planowaniu, ale dowiedziałem się o tym zbyt późno przed wyjazdem. No cóż, trzeba będzie odwiedzić plantacje herbaty w jakimś innym kraju :).

Po pięknych krajobrazach nadszedł czas na podobno najstarszy las w Malezji - starszy niż Taman Negara, las ten to tzw. Mossy Forest. Mieliśmy tam około 30 minutowy trekking - jest bardzo grząsko i lepiej mieć dobre buty. Widoki bardzo klimatyczne.

Image

Po wyjściu z lasu udaliśmy się na jeden ze szczytów - położony na wysokości lekko ponad 2000 m. n.p.m. Wdrapaliśmy się na wieżę obserwacyjną i mogliśmy podziwiać Wzgórza Camerona z góry:

Image

Na koniec pojechaliśmy do farmy truskawek, która na nas nie zrobiła żadnego wrażenia - truskawek u nas mamy sporo :).

Po zakończeniu wycieczki zjedliśmy obiad w polecanej przez tripadvisora knajpce chińskiej Nyonya. Za dwa posiłki + 2 świeżo wyciskane soki zapłaciliśmy jedyne 18 RM :).

W samym Tanah Rata oprócz wycieczek nie ma wiele do roboty - moim zdaniem jeden pełny dzień wystarczy. Po krótkim odpoczynku poszliśmy na kolacje do hinduskiej knajpy Kumar gdzie zjadłem wyśmienitego kurczaka Tandoori - polecam wszystkim! Zestaw z nim kosztuje jedynie 9RM a można się najeść pysznego jedzenia.

Image

PS. Niestety wycieczka, która obejmowała Raflezje wyjechała tuż przed naszym przyjazdem...

To tyle na dzisiaj. Jutro rano wyruszamy w kilkugodzinną podróż do Taman Negary - malezyjskiej dżungli!

Pozdrawiam.Witam ponownie. W związku z tym, że w Taman Negara nie mieliśmy dostępu do internetu teraz postaram się nadrobić kilkudniowe opóźnienie.

Dzień 5. Jedziemy do dżungli!

Dzień rozpoczęliśmy wcześnie bo o 8 rano miał przyjechać po nas bus, który zawiezie nas do Jerantut - bazy wypadowej do Kuala Tahan - wrót parku narodowego Taman Negara. Punktualnie o 8 rano pakujemy się w busa i wyruszamy w kierunku Jerantut. Po około 3 godzinach dojeżdżamy do Jerantut, a dokładniej do miejsca, w którym wyruszają łodzie do Kuala Tahan - druga część transportu do Kuala Tahan odbywa się na pokładzie łodzi.

Łodzie gotowe na przyjście pasażerów:

Image

Sama baza wypadowa to kilka budynków. W jednym mieści się biuro podróży Han Travel, które zajmuje się transportem oraz wycieczkami, w innym mieści się siedziba parku narodowego, w której należy kupić pozwolenia na wjazd do parku - 1MR/Osoba. Dodatkowo jeżeli chcemy robić zdjęcia/filmować należy zapłacić 5MR. W miejscu, w którym znajduje się biuro podróży jest też restauracja, w której można spożyć lunch. Ceny niezbyt wysokie ale jakość również ;). Kurczak curry wybitnie przeciętny, nawet nie było sensu robić zdjęcia. Punktualnie o godzinie 13 ruszamy w 3 godzinną podróż łodzią w górę rzeki aż do Kuala Tahan. Sama przeprawa łodzią jest swoistą atrakcją. Po drodze mijamy ładne krajobrazy, dwa razy udaje się zobaczyć wielkiego płynącego warana :). Niestety łódź była zbyt szybka żeby zdążyć wyjąć aparat. Poniżej kilka fotek z trasy do Kuala Tahan:

Image

Image

Kilka minut po 16 docieramy do przystani w Kuala Tahan. W porównaniu do Cameron Highlands tutaj jest piekielnie gorąco i duszna. Temperatura wynosi około 35 stopni w cieniu, do tego dochodzi bardzo duża wilgotność - okulary oraz soczewka aparatu parują momentalnie. Zmęczeni idziemy z bagażami pod górę w kierunku naszego guesthouse’u. Wybraliśmy Delimah Guesthouse - wg. opinii z tripadvisora jest to jeden z lepszych w tych rejonach. Z tego co widziałem w Kuala Tahan zdecydowanie się z tym zgadzam. Cena 90 RM za pokój dwuosobowy ze śniadaniem to dobra cena jak na taki standard. Po krótkim odświeżeniu idziemy coś zjeść - do wyboru jest kilka pływających restauracji, które znajdują się na palach przy brzegu rzeki. Wybór padł na restauracje Mama Chop - z tego względu iż biuro podróży, w którym wykupiliśmy transport wyświetla tam film o parku narodowym. Ceny w Mama Chop nieco wyższe niż w pozostałych restauracjach, samo jedzenie ok. Po obejrzeniu filmu wracamy spać. Długa podróż do Kuala Tahan dała się we znaku. Idziemy spać bo jutro o 9.30 wyruszamy w dżunglę :).Dzień 6. Taman Negara.

Tak jak już wspomniałem na dzisiaj mamy zaplanowaną wycieczkę w dżunglę - konkretnie trekking na Bukit Terisek - szczyt, z którego można podziwiać panoramę oraz słynne podwieszone mosty Canopy walking. Przed wyjściem w dżunglę jemy śniadanie podane przez przemiłą Panią prowadzącą nasz guesthouse.
Po śniadaniu przygotowujemy się do wyjścia w dżunglę zakładając buty trekkingowe, długie spodnie oraz psikając się repelentami na owady - my mamy Mugga Deet w kulce oraz Coolex extreme.
Ruszamy z restauracji Mama Chop. Pierwszy etap to przepłynięcie łodzią w miejsce, w którym jest wejście na ścieżkę prowadzącą do wiszących mostów. Po kilku minutach dopływamy na miejsce. Wchodzimy w dżunglę!
Po chwili pierwsze zaskoczenie - wszędzie gdzie idziemy są gotowe schodki, podesty… Okazuje się, że droga Canopy Walking tak wygląda - nie bardzo jest możliwość zejścia ze szlaku. Na szczęście po kilkudziesięciu minutach schodzimy ze ścieżki!

Image

Mijamy wiszące mosty - nasz przewodnik mówi, że teraz nie ma sensu się tam zatrzymywać (duża kolejka) i zajdziemy tam w drodze powrotnej. Zgodnie z poradą idziemy dalej. Po dość męczącym ze względu na duży upał trekkingu dochodzimy do celu - Bukit Terisek.

Image

Image

Panorama w sumie nie zachwyca, najciekawszą rzeczą było to, że jedna z uczestniczek zauważyła, że przyssała się do niej słynna pijawka - Taman Negara słynie z wielu pijawek. Nas na szczęście taka przyjemność ominęła. Wracając ze szczytu idziemy wreszcie na coś na co czekaliśmy najbardziej - Wiszące mosty. Każdy most poprzedza platforma, na której maksymalnie może znajdować się 5 osób:

Image

Odbieramy swoje bilety (zawarte w cenie wycieczki z przewodnikiem, w przypadku gdyby ktoś sam chciał się tam wybrać to za wstęp na mosty opłata to 5RM) i ruszamy na pierwszy wiszący most:

Image

Same mosty fajne - niektóre znajdują się na dość dużej wysokości, ale i tak są w 100% bezpieczne.

Image

Po przejściu wszystkich mostów ponownie wsiadamy do łodzi, która wiezie nas do miejsca skąd ruszyliśmy. Cała wycieczka trwała około 4 godziny (w tym 30 minutowe czekanie w kolejce na wiszące mosty), koszt to 35RM za osobę. Moim zdaniem warto dla samego przejścia się mostami.

Po powrocie idziemy przetestować inną pływającą restaurację. Ceny około 1-1.5 RM niższe niż w Mama Chop a samo jedzenie bardzo smaczne. W międzyczasie dopada nas spora ulewa, na szczęście siedzimy pod dachem.

Image

Każdego wieczoru w dżungli można podziwiać taki widok:

Image

Dżungla ze względu na wysoką temperaturę wręcz paruje.

Po dniu pełnym atrakcji padamy jak muchy, a następnego dnia rano znowu ruszamy w drogę. Tym razem czekają na nas piękne wyspy Perhentian!Dzień 7. Kierunek Pulau Perhentian Besar!

Po dwóch nocach spędzonych na skraju malezyjskiej dżungli przychodzi czas na rajski odpoczynek na plażach wyspy Pulau Perhentian Besar. Niestety tam również trzeba dojechać :).
Wyruszamy punktualnie o 8 rano. Temperatura już ponad 30 stopni na samym starcie. Przejazd wykupiliśmy w biurze Han Travel. Transport z Kuala Tahan do Kuala Besut zapłaciliśmy 45 RM/osoba. W internecie można znaleźć info, że przejazd ten kosztuje 90 RM/osoba. Nas spotkało miłe zaskoczenie - daily discount :). Dla osób, które będą tam się wybierały w największym sezonie (czerwiec-wrzesień) transport na pewno będzie kosztował 90 RM + bilety na łódkę (35 RM w jedną stronę).
Nasz środek transportu podobnie jak na trasie CH-Taman Negara to busik:

Image

Jedziemy do Jerantut gdzie mamy przerwę na wypłatę gotówki z bankomatu - na wyspach nie ma bankomatu także trzeba zaopatrzyć się wcześniej w gotówkę. Po kilku godzinach zatrzymujemy się na lunch w Gua Musang

Image

Szczerze mówiąc knajpa, przy której się zatrzymaliśmy wyglądała bardzo słabo... Na kilkadziesiąt osób, które tam przyjechały tylko nieliczny zdecydowali się na konsumpcję. Temperatura nadal wzrastała, na postoju temperatura odczuwalna wynosiła 44 stopnie. :).
Po zmianie busa ruszyliśmy w trzygodzinną drogę do Kuala Besut - miejsca skąd odpływają łodzie na Perhentiany.
Dojechaliśmy na miejsce kilkanaście minut po 16. Od razu kierowca podwiózł nas do siedziby agencji turystycznej, w której wykupiliśmy transport. My bilety na łódkę kupiliśmy w Jerantut. Po wpisaniu danych do książki, którą muszą prowadzić wszystkie agencje nadszedł czas na wypytywanie przez właściciela agencji:
- Macie zarezerwowany nocleg?
- Mamy
- Gdzie?
- U Abdula
- OK, bo jak byście nie mieli to można tutaj załatwić.

No i tak do każdego. Po skończeniu pytań o zakwaterowanie nadeszły następne o dalszy transport po wizycie na Perhentianach:
- Gdzie dalej jedziecie?
- O, no to tutaj załatwicie transport
- Tylko teraz można załatwić, dam voucher bez dokładnego dnia - wystarczy potem zadzwonić.
- Ok, a ile do Kota Bharu? - 95 RM, a do Wakaf Bharu? Też 95...

Od razu cena wydała nam się zbyt wygórowana. Cwany właściciel wykrzykiwał tylko "No money, no transport" ... Poszedłem na postój taksówek i tam to czego się spodziewałem - Kota Bharu 50 RM, Wakaf Bharu 75 RM.

Po kilkunastu minutach wreszcie przyszedł po nas kapitan speedboat'a, która miał nas zawieźć na wyspę. Niestety trafiliśmy słabo - kapitan był ewidentnie nie w formie (mocno pijany). No ale co zrobić, wsiedliśmy na łódkę, na którą maksymalnie powinno wejść 12 osób. Nas było 11 - myślę sobie duży plus, że nie przeciążają łodzi. Dodatkowo na przystani chodzą kontrolerzy także wszystko jest ok. Jeszcze dobrze nie wypłynęliśmy z portu i niespodzianka - podpływamy do kawałka pomostu a tam czeka 5 osobowa malezyjska rodzina + 2 kolegów. Łącznie jest nas 18 osób + kapitan...
Płyniemy ewidentnie na podwójnym gazie (jeśli nie nawet na potrójnym). Nie było najmniej szansy zrobić nawet zdjęcie. Tak szybko to jeszcze nie płynąłem. Mina powoli rzedła wszystkim... Wyskakiwaliśmy co najmniej metr w powietrze żeby potem z hukiem odbić się od tafli wody. Szczęśliwie po około 25 minutach dopłynęliśmy do miejsca naszego zakwaterowania - Abdul's Chalets.
Od razu poczuliśmy klimat rajskiego wypoczynku - cisza, spokój, nikt się nie spieszy :).

Od dzisiaj czeka nas 3 dni cudownego wypoczynku na pięknych plażach i przy krystalicznie czystej wodzie...

Image

Kolejne dwa dni spędzone na Perhentianach zbiorę w jeden post i opiszę jutro.

Teraz pozdrawiam Was siedząc 5 metrów od brzegu pięknego morza południowochińskiego :).Dzień 8 i 9. Pulau Perhentian Besar.

Na tej wspaniałej wyspie spędzamy trzy noce. Tak jak wspomniałem dopłynęliśmy tu z Kuala Besut (70 RM/os. w obie strony). Wyspa jest piękna. Zatrzymaliśmy się w polecanym Abdul Chalet's. Szczerze mogę polecić ten wybór. Domek pomimo że tylko z Garden View i tak znajduje się 10 metrów od morza :). Kilka metrów w głąb już można podziwiać wspaniałą rafę koralową z mnóstwem różnokolorowych ryb, wielkimi jeżowcami czy ogromnymi małżami. Temperatura non stop powyżej 30 stopni, wody pewnie ponad 26,27.

W okolicy jest kilka knajpek (fajna jest na plaży niedaleko za abdulem. Ceny oczywiście wyższe niż na lądzie (około 2 razy wyższe). Wszędzie można dopłynąć dzięki "water taxi", cena zależy od odległości jaką chcemy pokonać.

Więcej rozpisywał się nie będę - wystarczy zobaczyć zdjęcia :)

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (23)

juliaka 2 maja 2014 19:40 Odpowiedz
Czekam na więcej. Daj znać czy było więcej szczurów :roll: Ile kosztowały bilety? Na długo wyjechaliście?
mikolaj2206 3 maja 2014 04:40 Odpowiedz
juliaka napisał:Czekam na więcej. Daj znać czy było więcej szczurów :roll: Ile kosztowały bilety? Na długo wyjechaliście?Wyjechaliśmy na 2 tygodnie.Bilety kupiliśmy w promocji KLM. Za loty na trasie WAW-AMS-SIN i KUL-AMS-WAW zapłaciliśmy około 1970 zł.
jacakatowice1 4 maja 2014 09:26 Odpowiedz
Odwiedziłem Azję tylko raz w życiu.( Tajlandia + Kambodża) Uznałem, że to wystarczy. Długi lot, ciężki klimat itp. Chociaż wiem , że fanów tego kierunku tu nie brakuje.( ponoć nasz "ojciec prowadzący" Kamil również :) ) Ale po przeczytaniu tej relacji na żywo zmieniłem zdanie. Trzeba tam jeszcze polecieć.Dzięki za inspirację.
ciri 4 maja 2014 12:12 Odpowiedz
Po głowie chodzi mi podobna trasa więc czekam na dalszy ciąg relacji i liczę na to, że na końcu znajdzie się podsumowanie kosztów ;)
shipoffools22 5 maja 2014 16:07 Odpowiedz
Byliśmy w CH jakieś 3 miesiace temu... Świetny trekking, przepiękne krajobrazy i przyroda, no i raflezje... :). Ciekawe jak Wam się podoba :)
niktkk 5 maja 2014 16:53 Odpowiedz
Super wyprawa:)A zdjęcie z waszego mieszkania z drugiego dnia to nie jest przypadkiem widok na GREAT WORLD CITY (galeria i apartamenty)? I w pobliżu był właśnie hawker center na Zion Road które pojawiło się trochę niżej w relacji? EDIT: Sam sobie odpowiadam. To dokładnie to miejsce:) Google StreetPozdr,Paweł
mikolaj2206 5 maja 2014 17:01 Odpowiedz
niktkk napisał:Super wyprawa:)A zdjęcie z waszego mieszkania z drugiego dnia to nie jest przypadkiem widok na GREAT WORLD CITY (galeria i apartamenty)? I w pobliżu był właśnie hawker center na Zion Road które pojawiło się trochę niżej w relacji? Pozdr,PawełTak, masz rację :)
shipoffools22 7 maja 2014 09:49 Odpowiedz
Widoki wspaniałe :). No my właśnie na trekking kilkugodzinny się załapaliśmy, z oglądaniem raflezji po drodze. Za to knajpa hinduska ta sama, fajnie :)
walerek 9 maja 2014 15:31 Odpowiedz
Przed trzema laty byłem na sąsiedniej wyspie na Pulau Kapas i wiem w jakich piękych warunkach teraz odpoczywasz.Jedne z najpiękniejszych plaż na jakich byłem.
josue 12 maja 2014 00:17 Odpowiedz
Rajskie plaże dokładnie tak :)Wysłane z mojego SM-T110 przy użyciu Tapatalka
shipoffools22 13 maja 2014 19:20 Odpowiedz
Wooow, mam (prawie) dokładnie takie same zdjęcia Petronasów w nocy :). Sesja obowiązkowa, ależ Ci zazdroszczę tej Azji wciąż, pomimo polskiego maja w rozkwicie :). Korzystaj :)
michal11 15 maja 2014 17:17 Odpowiedz
W malezji byłem kawał czasu temu z kuala jechaliśmy do tamannagara park podobno najstarszego lasu na świecie. Fajna relacja
przemos74 18 maja 2014 19:37 Odpowiedz
Świetne, dzięki za dobrą lekturę.
eowen 23 maja 2014 19:38 Odpowiedz
Noclegi na Perhentian kosztowały tylko 80 zł?Bo na ich stronie dwójka najtaniej jest za 160 MYR.
pizarro 23 maja 2014 20:23 Odpowiedz
Bardzo fajnie i ciekawie opisana podróż. Z sentymentem się to czytało.I miss Singapore & Malaysia!
mikolaj2206 23 maja 2014 21:03 Odpowiedz
eowen napisał:Noclegi na Perhentian kosztowały tylko 80 zł?Bo na ich stronie dwójka najtaniej jest za 160 MYR.Ceny podawałem na jedną osobę. Najtańszy pokój u Abdula to 160 MYR/2os. :)
monikazak 23 maja 2014 21:54 Odpowiedz
Fajna relacja :) mógłbyś podać namiary na miejsca w kt. nocowałeś? wybieram się wkrótce do Malezji (planuję nie identyczną, ale podobną trasę), na bookingu są znacznie wyższe ceny, z góry dzięki:)
mikolaj2206 23 maja 2014 22:17 Odpowiedz
Dzięki za miłe słowa.monikazak napisał:Fajna relacja :) mógłbyś podać namiary na miejsca w kt. nocowałeś? wybieram się wkrótce do Malezji (planuję nie identyczną, ale podobną trasę), na bookingu są znacznie wyższe ceny, z góry dzięki:)Przede wszystkim najlepiej omijać booking :). Można przenocować za dużo niższe pieniądze w całkiem przyzwoitym standardzie.Singapur - 2 noce bookowane przez airbnb z kodem zniżkowymCameron Highlands - Fathers guest house http://fathers.cameronhighlands.com/Taman Negara (Kuala Tahan) - Delimah Guest housePerhentian Besar - Abduls chalets http://www.abdulchalet.com/Kuala Lumpur - nocleg przez airbnb z kodem zniżkowym.Pozostałe dwie noce spędzone podczas jazdy autobusem i pociągiem.
josue 30 maja 2014 19:27 Odpowiedz
na Perhentian najlepiej szukać noclegów na miejscu - te w internecie są zdecydowanie droższe, niż te, które można znaleźć na miejscu. My pojechaliśmy jeszcze do Melaka (z Singapuru w drodze do Kuala Lumpur), ciekawe miasteczko, dużo lokalnych turystów, fajne na jedną noc (trzeba tylko pamiętać, że nie ma tam plaży, bo woda jest brudna)
rennweg 15 sierpnia 2014 20:01 Odpowiedz
Witam, to mój pierwszy wpis na forum chociaż stronę fly4free odwiedzam już od jakiegoś czasu. Autorowi relacji gratuluję świetnej wyprawy i piękne dzięki za cenne praktyczne rady. W tym roku wybieram się w podobną trasę i też mam niestety tylko 2 tygodnie - wylot 21.09. Dręczy mnie kwestia parku Taman Negara:1) czy faktycznie warto bo kosztuje to niestety prawie całe 2 dni dojazdowe:/ Na trekkingu byłem 2 lata temu w Tajlandii (okolice Chiang Mai). 2)Drugie moje pytanie to o pobyt w Abdulchalet - czy nie było problemu z przedpłatą i czy warto wykupić u nich pakiet noclegi+wyżywienie+speedboat+ snokerlling trip 3) co alternatywnie oprócz Malakki polecacie ? (czego nie ma w powyższej relacji)Pozdrawiam
mikolaj2206 2 września 2014 21:49 Odpowiedz
RennWeg napisał:Autorowi relacji gratuluję świetnej wyprawy i piękne dzięki za cenne praktyczne rady. W tym roku wybieram się w podobną trasę i też mam niestety tylko 2 tygodnie - wylot 21.09. Dręczy mnie kwestia parku Taman Negara:1) czy faktycznie warto bo kosztuje to niestety prawie całe 2 dni dojazdowe:/ Na trekkingu byłem 2 lata temu w Tajlandii (okolice Chiang Mai). 2)Drugie moje pytanie to o pobyt w Abdulchalet - czy nie było problemu z przedpłatą i czy warto wykupić u nich pakiet noclegi+wyżywienie+speedboat+ snokerlling trip 3) co alternatywnie oprócz Malakki polecacie ? (czego nie ma w powyższej relacji)Dzięki za miłe słowa.1. To był mój pierwszy raz w dżungli. Dla mnie jak najbardziej było warto, ale jeżeli już byłeś na takim trekkingu to możesz ten czas poświęcić na coś innego i odpuścić Taman Negara, chociaż jest to bardzo fajne miejsce.2. Co do Abdula, przedpłaciłem kartą - mailowo musiałem podać wszystkie dane. Wiem, że jest to dzisiaj rzadko spotykane i mocno niebezpieczne, ale zaufałem im i się nie przejechałem :) (warto przelać kasę na jakąś kartę np. walutową i mieć tam tylko sumę, która jest potrzebna do przedpłaty).Ja odpuściłem ten pakiet i myślę, że chyba dobrze zrobiłem. Wycieczki możesz kupić na każdym kroku, jedzenie też w kilku knajpkach. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Jeżeli chcesz mieć wygodę to kup :)3. Może Penang, jeżeli odpuścisz Taman Negara to możesz tam pojechać.PS. Będąc w Kuala Besut nie daj się zrobić w wała kolesiowi z biura podróży, który niby załatwi transport do Kota Bharu itd. Jadąc taxi już we dwie osoby trochę zaoszczędzisz.Udanej wyprawy! Sam bym z chęcią jeszcze raz pojechał... :)Pozdrawiam
radidam 20 września 2014 12:46 Odpowiedz
W Kuala Lumpur spaliście w Regalia Residence :)?
mikolaj2206 20 września 2014 14:00 Odpowiedz
RaDiDaM napisał:W Kuala Lumpur spaliście w Regalia Residence :)?Zgadza się, przy stacji Putra. Świetne miejsce ;)